Premiera tej niewielkiej karcianki – mam wrażenie – przeszła bez echa. A szkoda. Nie ulega wątpliwości, że jest to popierdułka, ale jakże przyjemna to popierdułka. Można ją nieco przyrównać do Metropolii (Machi Koro) – tyle, że w Metropolii rzucaliśmy kostkami aby określić co przyniesie dochód a w Szczęśliwicach dochód jest stały (jak sobie wypracujemy tak sobie dogodzimy) tylko dociągamy karty tak, aby na wystawce były trzy (tak, niestety, tylko trzy – to naprawdę niewiele) do wyboru. Karty przynoszą dochód (im więcej generujemy dochodu, tym droższe karty możemy kupić) oraz serducha lub ludziki, czyli sympatia dla miasta i liczba mieszkańców. Na koniec liczba punktów zwycięstwa to iloczyn owej sympatii i mieszkańcow, a więc zdecydowanie warto walczyć o to, by liczby te były wyrównane. 5×5 to bowiem zdecydowanie więcej niż 7×3

Rozwój (tak przeze mnie nazwany) to te złotówki w lewym dolnym rogu. Najczęściej albo go nie ma, albo jest 1 lub 2. Dzięki temu dochodowi można nabywać coraz droższe karty (ich cena jest przedstawiona w lewym górnym rogu). Zielone ludziki i różowe serducha do składowe PZ-tów na koniec gry – liczy się jedynie ich iloczyn.
Szczęśliwice, to bardzo prosta gra. Główny dylemat to ten, czy postawić bardziej na rozwój (zbierać karty przynoszące dochód) czy inwestować w serca/ludziki. Oczywiście dylemat ten nie jest permanentny – chodzi o to, by wyczuć moment (w tym morzu losowości dociągania kart do wystawki) kiedy należy przenieść ciężar zainteresowania na symbole punktujące (serca/ludziki). I pamiętać, że zawsze można kupić też mieszkania (czyli ludziki – ja ciągle o tym zapominam, a jak sobie przypomnę to już ich nie ma, przynajmniej tych najlepszych, bo do wyboru jest ich nieco mniej niż graczy).
Mięskiem gry wydają się być budynki specjalne, niedostępne w wariancie rodzinnym (polecanym jednak tylko na pierwszą rozgrywkę). Czasem trafiają się te karty naprawdę mocne (np. podwojenie liczby punktów na koniec gry, zdobywanie większego przychodu) a czasem słabsze – to zależy co się wylosuje na początek. Karty oczywiście trzeba zdobyć (można mieć w swoim mieście tylko jedną kartę specjalną i otrzymujemy ją jako bonus, jeśli nasze miasto spełnia wymagania przedstawione na tej karcie) niemniej bez zdobycia takiej karty raczej nie liczcie na zwycięstwo.

Budynki specjalne wywracają rozgrywkę do góry nogami. Potrafią być naprawdę mocne i wtedy jest wóz albo przewóz – idę na całość, zdobywam (na szczęście) tylko jedną kartę bonusową. Tylko czy uda się? Kto piewrszy ten lepszy. Trzeba mieć odpowiednią liczbę konkrednych kart (pomarańczowych / zielonych / żółtych / fioletowych / niebieskich). Po lewej stronie widoczne są mieszkania – przyznam się, że zawsze o nich zapominam. Serduszek nie można zdobyć inaczej jak z kart z talii, ale serduszka są permanentnie dostępne (dopóki ktoś ich nie kupi rzecz jasna).
Szczęśliwice Wielkie to popierdułka na ca. 10 minut. Z syndromem – zagrajmy jeszcze raz :) Serdecznie wszystkich namawiam do zajrzenia na boardgamearena.com i wypróbowania. Te 10 min. po pracy naprawdę daje sporo satysfakcji. A ja właśnie zastanawiam się nad kupnem prawdziwej gry. W końcu gry planszowe są też m.in. po to, byśmy się wreszcie oderwali od ekranu komputera ;)